Podsłuchana przez Norwegów rozmowa radiowa rosyjskich pilotów wyraźnie wskazuje, że bombowiec Tu-95 lecący w okolicy Wielkiej Brytanii i Francji miał na pokładzie broń atomową. To pierwszy taki ujawniony przypadek od czasów Zimnej Wojny.
Według specjalistów bomba atomowa nie była uzbrojona, ale samo jej przenoszenie podczas standardowych lotów patrolowych świadczy o coraz bardziej agresywnych poczynaniach Rosjan, które w razie jakiegoś wypadku mogą doprowadzić do katastrofy. Co więcej jest to kolejny dowód, że Rosja postrzega NATO nie jako potencjalne zagrożenie, ale jako przeciwnika.
Brytyjczycy sądzą, że zabrana przez Rosjan broń jądrowa mogłaby posłużyć do zniszczenia bazy atomowych okrętów podwodnych z rakietami balistycznymi typu Vanguard w Clyde w Szkocji. Ale tak samo mogą również myśleć Francuzi o swojej jednostce, w której stacjonują „boomersy” na Ile Longue w okolicy Brestu.
Do zdarzenia doszło 28 stycznia br. podczas lotu szkoleniowo-patrolowego nad Atlantykiem, wykonywanego przez dwa rosyjskie bombowce strategiczne Tu-95 (oznaczane przez NATO jako Bear). Wykryte w okolicach Norwegii przez radary, zostały później przechwycone przez myśliwce Paktu Północnoatlantyckiego typu F-16. Brytyjczycy wysłali swoje samoloty, gdy rosyjskie bombowce zbliżyły się do wybrzeży Zjednoczonego Królestwa.
Rosjanie ominęli jednak Wyspy Brytyjskie od zachodu, zbliżyli się do zachodniego wejścia Kanału La Manche by później zawrócić i po 19 godzinach lotu wylądować w bazie Engels koło Saratowa. W pobliżu Wielkiej Brytanii bombowce były cały czas eskortowane przez brytyjskie samoloty myśliwskie, a później przez francuskie maszyny Mirage 2000.
Zaniepokojeni lotem bombowców Brytyjczycy wezwali na rozmowę do Biura Spraw Zagranicznych (Foreign Office) ambasadora Rosji w Wielkiej Brytanii Aleksandra Jakowienko, który jednak stwierdził że Tu-95 wykonywały standardowy lot patrolowy zgodnie z obowiązującymi normami prawnymi.
Jednego można by zestrzelić.